wtorek, 25 marca 2014

Recenzja (IV) :OFK (dzień drugi)

Tak jak pisałem we wcześniejszym poście, brałem udział w dwóch dniach Opolskiego Festiwalu Komedii. Dzisiaj postaram się zrecenzować i opisać wrażenia po drugim dniu, czyli stand-up w Opolu.

W tej kwestii nie jestem tak bardzo obeznany jak w Improwizacjach, nigdy nie byłem wcześniej na stand-upie. Jednak swoje już oglądnąłem czy to na internecie, czy w telewizji. Obeznałem się z takimi ludźmi jak Louis C.K., Jimmy Carr czy choćby z polskiej sceny, Abelardem Gizą, Kacprem Rucińskim, Michałem Kempą. Znając te występy właśnie jakby z pośrednika, uznałem, że muszę iść na Stand-up w Opolu. Zobaczyć to na żywo.

Występy odbyły się w Klubie Eliksir na Krakowskiej. Była to mała salka, strasznie kameralna, pierwsze rzędy stały około 20 cm od sceny. Niesamowicie fajnie to budowało klimat, czuć było tą aurę bezpośredniości. Co więcej mimo, że sala była mała, to dużo ludzi naprawdę się tam mieściło, może przesadzam, ale nie było w tym perfidnej komercji. Bilety były płatne, ok, ale nie było kamer, flashy, reklam, wyznaczonego czasu na występ. Dla mnie to ma ogromne znaczenie w obecnej mani sprzedawania wszystkiego.

Na scenie pojawiło się 4 stand-uperów. Jakub Krzak, Krzysztof Wilczyński, Jimmy Williams i Katarzyna Sobieszek. Cała czwórka artystów zaprezentowała się w bardzo dobry sposób. Co to znaczy? Ich żarty były śmieszne, oryginalne. Reagowali na publiczność, potrafili dogadać, ale jednocześnie wykorzystać żart zapodany przez publikę. Stand-up często jest mylony z monologiem na scenie. Prawdziwy artysta musi potrafić celnie spuentować, dopowiedzieć, a jednocześnie nie tracić wątku w przygotowanym występie.
Wszyscy to potrafili, spełnili moje oczekiwania.

Jednak na szczególne wyróżnienie zasługuje "Jimmy Williams z USA, ale przyjechał z Wrocławia". Widać było, że jest najbardziej doświadczony w tym aspekcie. Potrafił on wciągająco zbudować swoje wystąpienie. Ton głosu, mimika, gestykulacja była integralną częścią jego żartów. U Jimmy'ego to nie było wyuczone, ale widać było, że on to czuje, żyje tym.

Jeśli resztę wystąpień oceniam na 5, to tutaj daję nieistniejące 6+.  

W poprzedniej recenzji znalazłem uwagę do organizatorów. Tutaj organizacja była na wysokim poziomie. Nie mam zastrzeżeń. Jednak muszę zganić kogoś innego.
Może ludzie nie wiedzą, może ktoś nie ogląda, może ktoś myśli, że stand-up to kabaret. Na widowni, wśród wszystkich osób dorosłych pojawił się ośmioletni chłopak z ojcem. Mówię, może rodzice nie wiedzieli na co zabierają dziecko. Dla mnie formuła stand-upu i jego totalnej wolności słownej jest oczywista. Dla tego ojca nie była i po 20 minutach musiał wyjść z synem, gdy Kasia Sobieszek zaczęła opowiadać w sposób dosadny o miłości francuskiej. W momencie, gdy zaczęli wychodzić, naturalną reakcją publiczności były oklaski i lekki śmiech.
Jedynie szkoda ojca, bo teraz zapewne będzie słuchał pytań syna "ale o co jej chodziło, że co kobieta robi mężczyźnie?"

2 komentarze:

  1. Szkoda, że ten ojciec musiał wyjść, bo tak naprawdę to po wystąpieniu Kasi Sobieszek mógłby siedzieć. Później już żaden z występujących nie był tak wulgarny i dosadny.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasia Sobieszek była najsłabszym punktem kabaretu; recenzja trafna.

    OdpowiedzUsuń