środa, 17 grudnia 2014

O braku szacunku PKP do człowieka słów kilka...

wikimedia CC-BY-SA-3.0
W poniedziałek z przyczyn osobistych byłem zmuszony do podróży pociągiem. Jechałem z Opola do Zawiercia w województwie śląskim. Pociąg bezpośredni PKP Intercity TLK, ładnie okraszony nazwą Morcinek. Podróżowałem z siostrą, gdyż jak mówię, była to osobisto-rodzinna sprawa. 

Początek podróży w porządku, pociąg był opóźniony o 5 minut, ale było to do przeżycia. Prawdziwa bezczelność i chamstwo ludzi z PKP zostały zaprezentowane pod koniec. Choć wcześniej pojawiła się mała zapowiedź kłopotów, gdy w Katowicach ludzie mówili, że pociąg jest opóźniony o 10 minut,

Do sedna. Pod koniec naszej trasy udaliśmy się z siostrą do drzwi. Stały tam już dwie panie, młodsza i starsza. Gdy pociąg dobił do Zawiercia, starsza pani powiedziała, że nie umie otworzyć drzwi. Siostra natychmiast zaczęła pomagać, ale bez efektu. Żeby nie tracić czasu, podszedłem do następnych drzwi, w drugim wagonie. One też nie drgnęły. Powoli zacząłem się bać, jak się okazało słusznie. Pociąg raptem po 20-30 sekundach ruszył. Przecież był opóźniony. 

Jedynie zdążyłem kiwnąć tacie czekającemu na peronie, że jak widać, jedziemy dalej. Siostra nic nie myśląc ruszyła jak najszybciej do konduktora. Oczywiście Panów nie było w przedziale, gdyż obaj byli z przodu pociągu. Żaden nie pofatygował się iść na koniec składu. Nie, bo po co?

Gdy tylko siostra podeszła i powiedziała "Nie wysiedliśmy" pan chudy-konduktor krzyknął, że trudno i on nic nie może. Dopiero dalsza rozmowa poskutkowała, wtedy też ja z paniami doszliśmy do konduktorów. Tu przyznaję leciało mięso i obrzydliwe słowa, które oddawały mój stan wewnętrzny. Chudy-konduktor zakomunikował, że chyba nie da rady i mamy jechać do WŁOSZCZOWY, oddalonej o 80 km od Zawiercia. Dopiero pan tęższy-konduktor zaczął mówić, że gdzieś może się uda wysiąść. Wtedy łaskawie, chudy-konduktor zaczął rozmawiać z maszynistą. Okazało się, że jednak chyba "da rade". Wysiedliśmy około 15 km dalej na stacji Myszków-Mrzygłód. Nie, nie na peronie, wyskakiwaliśmy na tor towarowy. Jednak podkreślam, wolałem tak, niż jechać do Włoszczowy. Tutaj też lekki ukłon dla tęższego-konduktora, gdyż nam pomagał, chudszy tylko stał i patrzył. Gdy opuściliśmy pociąg, ten momentalnie ruszył. My w cztery osoby byliśmy na "zadupiu".

Na szczęście młodsza pani pojechała dalej innym pociągiem, po starszą przyjechał mąż, a nas dogonił tata, który był z nami w kontakcie telefonicznym. 

Nie, żaden z konduktorów nie powiedział nawet "przepraszam".

Tak jak obiecałem panom konduktorom, nagłaśniam sprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz