środa, 30 kwietnia 2014

Ciekawi Ludzie, Ciekawe Opole - Adam Pieszczuk

Dzisiaj zapraszam do drugiego wywiadu z cyklu "Ciekawi Ludzie, Ciekawe Opole"! Adam Pieszczuk opowiada, dlaczego został w Opolu, co go skłoniło do założenia fundacji i jakie ma wskazówki dla młodych! 




Adam Pieszczuk - mieszkaniec Opola, niepełnosprawny, radny miasta, prezes własnej fundacji Synergia (KRS: 0000311828)




Skąd się wziąłeś w Opolu?
Urodziłem się tutaj. Jestem Opolaninem od urodzenia.

A wielopokoleniowym?
Nie, co prawda moja mama urodziła się w Opolu, ale babcia pochodzi z Galicji, okolice Krakowa. Wiem, że dziadek pochodzi ze Stanisławowa, teraz to są tereny Ukrainy.

Czy przyjazd był dobrowolny, czy jak wielu to było przymusowe?
Oni tu przyjechali za lepszym życiem. To znaczy dziadek musiał, bo zaczęła się “akcja Wisła”, ale zdecydowali się zostać tutaj, licząc na godne warunki.

I wtedy, po latach, pojawiłeś się Ty. Adam Pieszczuk
Dokładnie, tutaj zaczynam się ja! Tadam! (śmiech)

A dlaczego cały czas jesteś w Opolu? Nie myślałeś, żeby na studia pojechać gdzieś indziej?
Nie miałem wyjścia, dosłownie. Ja nie miałem takiego wyboru, że mogę sobie gdzieś wyjechać. Jestem osobą niepełnosprawną i jak wiadomo, takim osobom u nas jest o wiele ciężej. Mówię tu głównie o poruszaniu się po naszym kraju, czy ułożeniu sobie życia w nowym miejscu. Mi ten temat z góry odpadł, co jakby nie patrzeć, ułatwiło mi życie i zawęziło pole wyboru. Wtedy skupiłem się na tym co mam u siebie. Stąd jestem tu i jeszcze długo pobędę (śmiech)

A nie czułeś, że zostałeś przymuszony do pozostania w Opolu?
Nie! Ja nie miałem takiej opcji, zwyczajnie jej nie zakładałem i nie brałem pod uwagę.

Czemu studiowałeś najpierw politologię, a potem psychologię?
To wszystko zależało od zmieniających się moim zainteresowań. Obydwa kierunki były ciekawe i wtedy sprawdzałem co mnie zainteresuje. I powiem tak szczerze, że dopiero w wieku 35 lat zdałem sobie sprawę, czym jest moja pasja. Jak byłem młody wiedziałem już, że to polityka i kwestie społeczne, bo te dwie tematyki są ze sobą nierozerwalne. Ostatecznie najpierw wszedłem w politykę, następnie drążyłem sprawy związane z Opolem.

Czy te studia jakoś Cię ukierunkowały i powiedziały co chcesz robić?
Nie do końca, politologia była ciekawa, na psychologii czytało się dużo rozmaitych tekstów. Jednak ani to, ani to nie zainspirowało mnie do czegoś więcej. Skończyło się na tym, że nawet psychologii nie skończyłem, rzuciłem bo przestała mnie interesować. Nie jest to dla mnie ujma, nie wstydzę się tego. Czasem, żeby stwierdzić, że coś nie jest dla nas to trzeba tego dotknąć.

Wtedy Ci przyszedł pomysł fundacji?
To wszystko szło etapami. Nie miałem tak, że wstałem pewnego dnia i pomyślałem, że założę fundację. Nie, musiałem dojrzeć do tego i to niejako samo przyszło. Choć zmobilizował mnie nasz obecny prezydent.

W jaki sposób?
Bo fundację założyłem w 2008 roku, ale najpierw jeszcze jako Adam Pieszczuk walczyłem z miastem o busa dla osób niepełnosprawnych. Podczas pierwszego telefonu, prezydent powiedział mi, że to się nie uda i że za mną nie stoi żadna instytucja. Wtedy zapowiedziałem, że jeszcze się upomnę w tej sprawę. Rok później wróciłem, ale już nie jako Adam Pieszczuk, ale fundacja “Synergia”.

Zatem to prezydent Cię zainspirował do wzięcia się za poważny projekt!
W pewnym sensie to tak! Z jednej strony stałem pod ścianą, bo nie mialem wyboru. Jeśli usłyszałbym, zgodę i zaproszenie na rozmowę, to nie byłbym zmuszony do sięgnięcia wyżej. Dodatkowo jako fundacja mamy dalsze plany rozwoju.


Ale dalej tutaj w ramach Opola?
Tak, cały czas nasze działania będą skierowane na Opole i naszych mieszkańców. Choć w sumie nie lubię takich ogólnych określeń, bo wtedy nie wiem dla kogo to robimy. Kiedy znam Ciebię, znajomych, sąsiadów i wiem, że moja pomoc jest skierowana do kogoś konkretnego, ma to całkiem innym wymiar.

Czy ta postawa, to spojrzenie zainspirowało Cię najpierw do walki o busa, a później działanie w fundacji?
No tak, ale to było bardziej praktyczne podejście. Zdałem sobie sprawę, ze nie mając za sobą żadnego podmiotu, będąc pojedynczą osobą, nie mam szans upominać się o cokolwiek. Nie jestem wtedy w stanie być równorzędnym podmiotem z rozmówcą.

A jakie były początku fundacji?
Ciężkie. Po części dlatego, że nie mieliśmy swoich pieniędzy. Najlepsze jest to, że w pierwszym dniu włożyliśmy z własnej kieszeni 100zł, a zrobiliśmy debet na 20zł. Trzeba było kupić 3 pieczątki, a one jakoś kosztowały 120zł. Później było troszkę łatwiej. Dzięki temu, że byłem już trochę rozpoznawalny w Opolu, za sprawą sytuacji z busem, kilkoro ludzi zaufało nam i przekazało pieniądze na pierwsze projekty. Następnie to wszystko powoli się rozkręcało i nie było wcale tak źle.

Jak długo zamierzacie działać? Macie jakieś plany długofalowe? Np Szlachetna Paczka, w której pracowałem, stawiała sobie za cel wyrównanie nierówności społecznych. Gdy one znikną, zniknie też Paczka.
To jest cel bardzo górnolotny, bo te nierówności cały czas będą. Jednak motto fajne. U nas działa to tak, by zasypywać te nierówności, ale pod kątem wykształcenia, wiedzy, chęci. Bo najpierw, to ludziom musi się zachcieć chcieć! Obojętnie czy to osobie chorej czy zdrowej. Jednak osoby chore mają gorzej, więcej przeszkód przed sobą. Gdy my się pojawiamy, taka osoba ma większy wybór, więcej możliwości, ale tu rodzi się inna kwestia. Czy ta osoba z tego korzysta, czy chce skorzystać?!

No Wy chcecie dawać ten wybór. Jeśli osoba niepełnosprawna nie skorzysta, to przynajmniej nie będzie mogła obwiniać losu.
Nie chciałbym tak ostro tego określać, ale chodzi o to, że to ma być osobista sprawa tej osoby niepełnosprawnej co zrobi ze swoich życiem.

Dobra, zatem o fundacji pogadaliśmy… Jesteś radnym. Chyba podobnie zapytam, jak na początku, co Cię zainspirowało do tego?
To ta sama sytuacja co z początkiem fundacji. Kiedy jako niepełnosprawny dowiedziałem się od prezydenta, że na te moje cele nie ma funduszy, postanowiłem sprawdzić dlaczego. Z własnej inicjatywy zacząłem przeglądać budżet Opola w poszukiwaniu gdzie można by pieniądze ułożyć inaczej. Znalazłem kilka nietrafionych decyzji i wtedy postanowiłem, że chcę tam działać i mieć na to wpływ.

I jakie podjąłeś kroki?
W 2006 roku zgłosiłem chęć startowania w wyborach do jednej partii politycznej. Tzn jeszcze wcześniej byłem w młodzieżówce, od 2005 roku. Na sam początek przyjęto mnie, ale dano mi ostatnie miejsce na liście. Ostatecznie ucieszyłem się, bo na pierwsze i tak nie miałem szans, a dzięki temu podjąłem fajne wyzwanie. To było pewnego rodzaju “sprawdzam”, co ja tutaj robię. W pierwszych wyborach 2006 roku zagłosowało na mnie 192 osoby. O tyle to było ciekawe, że na drugie miejsce na liście zagłosowało wtedy gdzieś 120-130 osób! Czyli na swojej liście uzyskałem drugi wynik, mimo, że byłem na końcu. To mi dało pewien materiał do przemyśleń, co mam z tym zrobić. Zastanowiłem się czy to jest jeszcze mało, czy już dużo? Reszta sama poszła, wywalczenie busa, założenie fundacji, przez to stałem się rozpoznawalny.

Media w tym pomogły?
Dokładnie tak, to też mi dużo dało, że gazety chciały o tym pisać. Wtedy postanowiłem już nie odpuszczać, chciałem zostać radnym i w następnych wyborach dostałem już pierwsze miejsce na liście. W 2010 roku dostałem ponad 480 głosów.

Bardzo duże osiągnięcie, ale jakby nie patrzeć walczyłeś o to przez ponad 5 lat. Nie zniechęciłeś się?
Widzisz, to jest tak, że w życiu jak chce się coś osiągnąć to trzeba swoje robić, ale jednocześnie być bardzo cierpliwym. Według mnie, kariery, które zaczynają się “od zera do bohatera” szybko padają. Ja mam zupełnie inny styl działania, wolę działać spokojnie. Mam trochę swoich zasad.

Czyli ambitne założenie, a jakie dałbyś wskazówki innym?
Jeśli chodzi o politykę, to praca u podstaw i związana z nią wiarygodność. Musisz wzbudzić zaufanie. Drugą kwestią to wygrywanie sporów jakie się rozpoczęło. Trzeba mieć rację, ale sama racja niestety nie wystarczy, musisz umieć się dogadywać z ludźmi.

Ok, a co..
Jeszcze tylko jedno chciałbym powiedzieć, niejako pochwalić się. Zauważyłem taką poprawę, małą rzecz. W radzie miasta, jak nie było dotąd osoby niepełnosprawnej, a uczęszczałem na sesje rady jeszcze wcześniej, to widać było inny język. Mam na myśli wobec właśnie potrzeb osób niepełnosprawnych. Teraz odkąd jestem już radnym, widać, że radni starają się używać bardziej wyważonego języka. Nie chcą być niemili. Druga rzecz, to ta, że mówi się o rzeczach, o których wcześniej się nie mówiło.

Czy będziesz coś jeszcze robił, czy skupiasz się na tych dwóch dziedzinach?
Na razie tylko na dwóch, są one i tak bardzo czasochłonne. Wyjazdy, telefony, rozmowy, praca biurowa zajmują dużo czasu i energii, więc nie zamierzam się rozdrabniać, co by było szkodą dla moich obecnych działań.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz