Dzisiaj zapraszam do drugiego wywiadu z cyklu "Ciekawi Ludzie, Ciekawe Opole"! Adam Pieszczuk opowiada, dlaczego został w Opolu, co go skłoniło do założenia fundacji i jakie ma wskazówki dla młodych!
Adam Pieszczuk - mieszkaniec Opola, niepełnosprawny, radny miasta, prezes własnej fundacji Synergia (KRS: 0000311828)
Skąd się wziąłeś w Opolu?
Urodziłem się tutaj. Jestem Opolaninem od urodzenia.
A wielopokoleniowym?
Nie, co prawda moja mama urodziła się w Opolu, ale babcia pochodzi
z Galicji, okolice Krakowa. Wiem, że dziadek pochodzi ze
Stanisławowa, teraz to są tereny Ukrainy.
Czy przyjazd był dobrowolny, czy jak wielu to było przymusowe?
Oni tu przyjechali za lepszym życiem. To znaczy dziadek musiał, bo
zaczęła się “akcja Wisła”, ale zdecydowali się zostać
tutaj, licząc na godne warunki.
I wtedy, po latach, pojawiłeś się Ty. Adam Pieszczuk
Dokładnie, tutaj zaczynam się ja! Tadam! (śmiech)
A dlaczego cały czas jesteś w Opolu? Nie myślałeś, żeby na
studia pojechać gdzieś indziej?
Nie miałem wyjścia, dosłownie. Ja nie miałem takiego wyboru, że
mogę sobie gdzieś wyjechać. Jestem osobą niepełnosprawną i jak
wiadomo, takim osobom u nas jest o wiele ciężej. Mówię tu głównie
o poruszaniu się po naszym kraju, czy ułożeniu sobie życia w
nowym miejscu. Mi ten temat z góry odpadł, co jakby nie patrzeć,
ułatwiło mi życie i zawęziło pole wyboru. Wtedy skupiłem się
na tym co mam u siebie. Stąd jestem tu i jeszcze długo pobędę
(śmiech)
A nie czułeś, że zostałeś przymuszony do pozostania w Opolu?
Nie! Ja nie miałem takiej opcji, zwyczajnie jej nie zakładałem i
nie brałem pod uwagę.
Czemu studiowałeś najpierw politologię, a potem psychologię?
To wszystko zależało od zmieniających się moim zainteresowań.
Obydwa kierunki były ciekawe i wtedy sprawdzałem co mnie
zainteresuje. I powiem tak szczerze, że dopiero w wieku 35 lat
zdałem sobie sprawę, czym jest moja pasja. Jak byłem młody
wiedziałem już, że to polityka i kwestie społeczne, bo te dwie
tematyki są ze sobą nierozerwalne. Ostatecznie najpierw wszedłem w
politykę, następnie drążyłem sprawy związane z Opolem.
Czy te studia jakoś Cię ukierunkowały i powiedziały co chcesz
robić?
Nie do końca, politologia była ciekawa, na psychologii czytało się
dużo rozmaitych tekstów. Jednak ani to, ani to nie zainspirowało
mnie do czegoś więcej. Skończyło się na tym, że nawet
psychologii nie skończyłem, rzuciłem bo przestała mnie
interesować. Nie jest to dla mnie ujma, nie wstydzę się tego.
Czasem, żeby stwierdzić, że coś nie jest dla nas to trzeba tego
dotknąć.
Wtedy Ci przyszedł pomysł fundacji?
To wszystko szło etapami. Nie miałem tak, że wstałem pewnego dnia
i pomyślałem, że założę fundację. Nie, musiałem dojrzeć do
tego i to niejako samo przyszło. Choć zmobilizował mnie nasz
obecny prezydent.
W jaki sposób?
Bo fundację założyłem w 2008 roku, ale najpierw jeszcze jako Adam
Pieszczuk walczyłem z miastem o busa dla osób niepełnosprawnych.
Podczas pierwszego telefonu, prezydent powiedział mi, że to się
nie uda i że za mną nie stoi żadna instytucja. Wtedy
zapowiedziałem, że jeszcze się upomnę w tej sprawę. Rok później
wróciłem, ale już nie jako Adam Pieszczuk, ale fundacja
“Synergia”.
Zatem to prezydent Cię zainspirował do wzięcia się za poważny
projekt!
W pewnym sensie to tak! Z jednej strony stałem pod
ścianą, bo nie mialem wyboru. Jeśli usłyszałbym, zgodę i
zaproszenie na rozmowę, to nie byłbym zmuszony do sięgnięcia
wyżej. Dodatkowo jako fundacja mamy dalsze plany rozwoju.
Ale dalej tutaj w ramach Opola?
Tak, cały czas nasze działania będą skierowane na Opole i naszych
mieszkańców. Choć w sumie nie lubię takich ogólnych określeń,
bo wtedy nie wiem dla kogo to robimy. Kiedy znam Ciebię, znajomych,
sąsiadów i wiem, że moja pomoc jest skierowana do kogoś
konkretnego, ma to całkiem innym wymiar.
Czy ta postawa, to spojrzenie zainspirowało Cię najpierw do
walki o busa, a później działanie w fundacji?
No tak, ale to było bardziej praktyczne podejście. Zdałem sobie
sprawę, ze nie mając za sobą żadnego podmiotu, będąc pojedynczą
osobą, nie mam szans upominać się o cokolwiek. Nie jestem wtedy w
stanie być równorzędnym podmiotem z rozmówcą.
A jakie były początku fundacji?
Ciężkie. Po części dlatego, że nie mieliśmy swoich pieniędzy.
Najlepsze jest to, że w pierwszym dniu włożyliśmy z własnej
kieszeni 100zł, a zrobiliśmy debet na 20zł. Trzeba było kupić 3
pieczątki, a one jakoś kosztowały 120zł. Później było troszkę
łatwiej. Dzięki temu, że byłem już trochę rozpoznawalny w
Opolu, za sprawą sytuacji z busem, kilkoro ludzi zaufało nam i
przekazało pieniądze na pierwsze projekty. Następnie to wszystko
powoli się rozkręcało i nie było wcale tak źle.
Jak długo zamierzacie działać? Macie jakieś plany długofalowe?
Np Szlachetna Paczka, w której pracowałem, stawiała sobie za cel
wyrównanie nierówności społecznych. Gdy one znikną, zniknie też
Paczka.
To jest cel bardzo górnolotny, bo te nierówności cały czas będą.
Jednak motto fajne. U nas działa to tak, by zasypywać te
nierówności, ale pod kątem wykształcenia, wiedzy, chęci. Bo
najpierw, to ludziom musi się zachcieć chcieć! Obojętnie czy to
osobie chorej czy zdrowej. Jednak osoby chore mają gorzej, więcej
przeszkód przed sobą. Gdy my się pojawiamy, taka osoba ma większy
wybór, więcej możliwości, ale tu rodzi się inna kwestia. Czy ta
osoba z tego korzysta, czy chce skorzystać?!
No Wy chcecie dawać ten wybór. Jeśli osoba niepełnosprawna nie
skorzysta, to przynajmniej nie będzie mogła obwiniać losu.
Nie chciałbym tak ostro tego określać, ale chodzi o to, że to ma
być osobista sprawa tej osoby niepełnosprawnej co zrobi ze swoich życiem.
Dobra, zatem o fundacji pogadaliśmy… Jesteś radnym. Chyba
podobnie zapytam, jak na początku, co Cię zainspirowało do tego?
To ta sama sytuacja co z początkiem fundacji. Kiedy jako
niepełnosprawny dowiedziałem się od prezydenta, że na te moje
cele nie ma funduszy, postanowiłem sprawdzić dlaczego. Z własnej
inicjatywy zacząłem przeglądać budżet Opola w poszukiwaniu gdzie
można by pieniądze ułożyć inaczej. Znalazłem kilka
nietrafionych decyzji i wtedy postanowiłem, że chcę tam działać
i mieć na to wpływ.
I jakie podjąłeś kroki?
W 2006 roku zgłosiłem chęć startowania w wyborach do jednej
partii politycznej. Tzn jeszcze wcześniej byłem w młodzieżówce,
od 2005 roku. Na sam początek przyjęto mnie, ale dano mi ostatnie
miejsce na liście. Ostatecznie ucieszyłem się, bo na pierwsze i
tak nie miałem szans, a dzięki temu podjąłem fajne wyzwanie. To
było pewnego rodzaju “sprawdzam”, co ja tutaj robię. W
pierwszych wyborach 2006 roku zagłosowało na mnie 192 osoby. O tyle
to było ciekawe, że na drugie miejsce na liście zagłosowało
wtedy gdzieś 120-130 osób! Czyli na swojej liście uzyskałem drugi
wynik, mimo, że byłem na końcu. To mi dało pewien materiał do
przemyśleń, co mam z tym zrobić. Zastanowiłem się czy to jest
jeszcze mało, czy już dużo? Reszta sama poszła, wywalczenie busa,
założenie fundacji, przez to stałem się rozpoznawalny.
Media w tym pomogły?
Dokładnie tak, to też mi dużo dało, że gazety chciały o tym
pisać. Wtedy postanowiłem już nie odpuszczać, chciałem zostać
radnym i w następnych wyborach dostałem już pierwsze miejsce na
liście. W 2010 roku dostałem ponad 480 głosów.
Bardzo duże osiągnięcie, ale jakby nie patrzeć walczyłeś o
to przez ponad 5 lat. Nie zniechęciłeś się?
Widzisz, to jest tak, że w życiu jak chce się coś osiągnąć to
trzeba swoje robić, ale jednocześnie być bardzo cierpliwym. Według
mnie, kariery, które zaczynają się “od zera do bohatera”
szybko padają. Ja mam zupełnie inny styl działania, wolę działać
spokojnie. Mam trochę swoich zasad.
Czyli ambitne założenie, a jakie dałbyś wskazówki innym?
Jeśli chodzi o politykę, to praca u podstaw i związana z nią
wiarygodność. Musisz wzbudzić zaufanie. Drugą kwestią to
wygrywanie sporów jakie się rozpoczęło. Trzeba mieć rację, ale
sama racja niestety nie wystarczy, musisz umieć się dogadywać z
ludźmi.
Ok, a co..
Jeszcze tylko jedno chciałbym powiedzieć, niejako pochwalić się.
Zauważyłem taką poprawę, małą rzecz. W radzie miasta, jak nie
było dotąd osoby niepełnosprawnej, a uczęszczałem na sesje rady
jeszcze wcześniej, to widać było inny język. Mam na myśli wobec
właśnie potrzeb osób niepełnosprawnych. Teraz odkąd jestem już
radnym, widać, że radni starają się używać bardziej wyważonego
języka. Nie chcą być niemili. Druga rzecz, to ta, że mówi się o
rzeczach, o których wcześniej się nie mówiło.
Czy będziesz coś jeszcze robił, czy skupiasz się na tych dwóch dziedzinach?
Na razie tylko na dwóch, są one i tak bardzo czasochłonne. Wyjazdy, telefony, rozmowy, praca biurowa zajmują dużo czasu i energii, więc nie zamierzam się rozdrabniać, co by było szkodą dla moich obecnych działań.
Na razie tylko na dwóch, są one i tak bardzo czasochłonne. Wyjazdy, telefony, rozmowy, praca biurowa zajmują dużo czasu i energii, więc nie zamierzam się rozdrabniać, co by było szkodą dla moich obecnych działań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz