środa, 7 maja 2014

Ciekawi Ludzie, Ciekawe Opole - Jakub Krzak

To już trzeci wywiad z serii "Ciekawi Ludzie, Ciekawe Opole". Dzisiaj na łamach mojego bloga znany opolski artysta Jakub Krzak! Dowiemy się w nim, w jaki sposób zawitał do Opola, skąd pomysł bycia w kabarecie i co planuje w przyszłości!

Jakub Krzak - współzałożyciel kabaretu Dabz, improwizator w grupie Narwani z Kontekstu, stand-upowiec, organizator pierwszego Opolskiego Festiwalu Komedii, barista w Book a Coffee. 


Pochodzisz z Leśnicy, ale wylądowałeś w Opolu, jak to się stało?
Przez studia. Próbowałem do innych miast i w sumie się podostawałem, ale niejako przez finanse wybrałem Opole. Nie żałuję, bardzo pokochałem to miasto i obecnie nie mam zamiaru się stąd ruszać. Jest to kameralne miasto i czuję tutaj taką energię, która sprawia, że chce się tu być.

Jak wyglądały początki? Akademik czy mieszkanie?
Przez prawie cały czas trwania studiów mieszkałem w akademiku. Przez długi czas bardzo lubiłem takie życie, ale nadchodzi jednak taki moment, gdy ma się dość tego specyficznego trybu i wolałem normalnie zamieszkać.

A jaki wpływ miał na to ślub?
Z moją obecną małżonką, mieszkaliśmy w akademiku przez około 5 lat. Jednak, gdy wzięliśmy ślub to jedynie przez miesiąc jeszcze tam byliśmy i zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do mieszkania. Chcieliśmy już uciąć “studenckość”, tzn. nieplanowany tryb dnia, nagłe wizyty znajomych.

Kiedy zacząłeś myśleć o kabarecie?
Wiesz co, od zawsze miałem w sobie potrzebę sztuki, wewnętrzną chęć uzewnętrzniania się. Już nawet w podstawówce coś tam rzeźbiłem, pisałem. Uczestniczyłem we wszelkiego rodzajach grupach teatralnych. Jednak takim poważnym bodźcem były warsztaty z kabaretem Hrabi. Przyjechali kiedyś do Kędzierzyna na takie zajęcia, które polegały na 3 dniach ciągłych prób, a pod koniec tych ćwiczeń odbył się pokaz dla publiczności. I to właśnie mnie zdecydowanie popchnęło, poczułem, że to jest to!  

Zatem kabaret. Pierwszy to “Dabz”, powstały w 2008?
Nie, najpierw w 2004 był kabaret Cegła, dołączyłem tam z Krzyśkiem, moim kolegą. Choć jeszcze wcześniej, podczas nauki w liceum byłem w dwóch mniejszych kabaretach w Kędzierzynie-Koźlu. Jednak “Cegła” tyle pochłaniała czasu, że z tych projektów musiałem zrezygnować. Natomiast, gdy i ta formuła się skończyła postanowiliśmy z Krzyśkiem założyć “Dabz”

I to jest Was autorski projekt?
Tak, działamy tam we dwójkę, choć jest wiele dobrych duszyczek, które nam pomagają dookoła. Jednak jeśli chodzi o wizerunek to tylko my dwaj.

Wiem, że zdobywacie poszczególne nagrody. Startujecie dalej w konkursach?
Stażowo jesteśmy już na tyle posuniętym kabaretem, że jeśli chodzi o przeglądy i konkursy to raczej nie. Czasami jak nas przyjaciele z innych grup zaproszą, to jeździmy ale tylko wtedy. Sądzę, że artystycznie jesteśmy już dobrze rozwinięci, bo robimy to co czujemy i to co chcemy. Jednak chciałoby się, aby tego było więcej, żeby móc szerszej publiczności to zaprezentować. Wtedy jeszcze bardziej skupilibyśmy się na przygotowywaniu nowych skeczy.

To jak wygląda z tymi występami, ile ich jest?
To jest bardzo róźnie, zdarzają się miesiące, w których jesteśmy w trasie, a są też takie, że występujemy tam, gdzie sami coś zorganizujemy. Mam na myśli Poligon Kabaretowy, czy improwizacje Narwanych z Kontekstu.

No właśnie improwizacje, jak do tego doszedłeś, doszliście?
Narwani powstali z wielkiej miłości do wspólnego przebywania na scenie razem z kabaretem Chyba. Poznaliśmy się podczas występów na Poligonie we Wrocławiu, wówczas oni to organizowali. Coś między nami zaiskrzyło, bardzo fajnie nam się współpracowało, do tego stopnia, że teraz razem tworzymy ten cykl. Jest to niejako wspólne dziecko przez adopcję. Później razem odkryliśmy improwizacje i postanowiliśmy to kontynuować. Działamy już gdzieś 3-4 rok? Na początku graliśmy głównie we Wrocławiu, ale szybko zaczęliśmy też występować w teatrze Kochanowskiego, tu w Opolu. Ciekawostką jest, że swój debiut mieliśmy w starej restauracji, jakoś w piwnicy pod Ratuszem we Wrocławiu. W przeszłości bardzo często występował tam kabaret “Elita”. Dodało nam to bardzo dużo wewnętrznej siły.

I jak wrażenia z improwizacji?
Wielką siłą jest to, że jak się wychodzi na scenę to nie jest to walka z publicznością, ale wspólne tworzenie wieczoru, przychodzenie jak do rodziny. Tworzy się ogromna zażyłość, szczególnie jeśli się występuje tak jak my, w dwóch miastach, gdzie Cię już znają.

Zatem jakbyś miał wybrać, to preferujesz improwizację czy kabaret?
Ciężko określić, bardzo lubię być śmieszny, uwielbiam bawić się żartem. Każda formuła, czy to stand-up, kabaret czy impro, na czymś innym polega. Nie sposób wybrać faworyta. Często mam tak, że gdy jednej formy mam bardzo dużo, to automatycznie tęsknię za drugą i trzecią. To jest taka wielka miłość.

Zatrzymajmy się przy stand-upie. Często tak występujesz?
Póki co to odkrywam ten rodzaj. To jest zupełnie inna forma występu, bardziej prywatna. Trzeba zdecydować, którą częścią życia chcesz się podzielić z widzami. Cały czas się jednak uczę, bardzo ważna jest praktyka. Bywam na różnych występach i warsztatach np. w Krakowie, czy u Abelarda Gizy. Gdzie tylko można tam jestem, przebywanie na scenie jest niezwykle istotne. Istnieje taka magiczna liczba 6-7 występów na miesiąc, aby gdy wychodząc na scenę, poczuć się jak u siebie w domu, nie masz wtedy tej presji.

Czyli trzeba cały czas być na bieżąco i ćwiczyć…
Tu nie działa to przysłowie z jazdą na rowerze. Jak nie występujesz, to rdzewiejesz i musisz na nowo wchodzić w rytm. Ja mam taką sprawdzoną metodę, że podczas pracy np. jako barista, cały czas testuję nowe żarciki, fragmenty stand-upu. Sprawdzam w jakiej formie jest śmieszne, a w jakiej nie. W ogóle żarty, to taka chemia.

Co masz na myśli?
Czasami jedno słowo zmienia cały kontekst. Coś co było śmieszne, po zmianie szyku wydaje się nudne i odwrotnie. Albo gdy jedno słowo dodamy, a drugie odejmiemy to żart, który był niezwykle słaby, nagle staje się perełką. Bardzo na to zwracam uwagę i ciągle to testuję.

I jak Ci ludzie na to reagują?
Bardzo pozytywnie, choć nie są świadomi tego, że sprawdzam dowcipy. Często śmieją się i wchodzą ze mną w interakcję, rzadko ktoś pozostaje obojętny. To jest też mój sposób na trening przed występami. Gdy jestem w trasie w pociągu to staram...choć teraz to jest ciężej. Ludzie nie są tak rozmowni jak kiedyś. Mam wrażenie, że kilka lat temu jak jeździłem na występy  to łatwiej było do kogoś zagadnąć. Teraz większość ludzi jest zapatrzona w ekrany swoich telefonów i dużym zadaniem jest złapanie z kimś kontaktu wzrokowego. No ale i tak jak mi się uda, to rozkręcam się, żartuję, ćwiczę. Po prostu staram się wejść w ten tryb.

Można by jeszcze długo o tym dyskutować, ale bardzo ciekawi mnie jeszcze jedna forma aktywności. Opolski Festiwal Komedii, Ty byłeś pomysłodawcą?
Ja byłem i pomysłodawcą, i głównym organizatorem wraz z moją żoną. Dużo jej zawdzięczam, gdyż w każdym projekcie ogromnie mnie wspiera, gdyby nie jej zaangażowanie to o wiele ciężej byłoby mi występować. I teraz właśnie razem udało nam się zorganizować ten festiwal. Było to moje długo oczekiwane i wymarzone dziecko. Od wielu lat starałem się coś zrobić, ale zawsze było ciężko. Np. w tym roku miasto nam nie pomogło. Jednak mam nadzieję, że w następnym będzie troszkę inaczej. Zebraliśmy bardzo dużo pozytywnych recenzji, zrobiło się o nas głośno, więc liczymy, że może za rok coś ruszy.

A gości występów łatwo było ciężko zaprosić, czy chętnie przyjechali?
Chętnie przyjechali, bo mnie bardzo lubią![śmiech]. A tak poważnie, to  w środowisku kabaretowym chcemy sobie pomagać. Kiedy widzimy, że jednemu udało się coś w danym mieście zaaranżować, to odzew ze strony tej braci kabaretowej jest ogromny.

Skąd pomysł na szablon, mam na myśli, że jeden dzień kabaretowy, drugi stand-up itd.?
To powstało podczas licznych twórczych spotkań z teatrem Kochanowskiego i Opolskimi Lamami. Razem myśleliśmy, zastanawialiśmy się i powstał ten format. Co ciekawa nie był to męczący i ciężki proces, ale taki pozytywny wręcz magiczny, bo każdy szczerze chciał to zrobić.

Który dzień uważasz za najbardziej udany?
Każdy! Choć byłem bardzo zaskoczony stand-upem. Była ogromna frekwencja, słyszałem, że niektóre osoby odbiły się od drzwi, bo brakło miejsc. Poniekąd mnie to ucieszyło, bo wcześniej w Opolu nie było zbytnio takich wydarzeń, no może jakieś pojedyńcze występy przyjezdnych, ale i tak publika mało kiedy dopisywała. Dzięki powodzeniu tego dnia, zamierzam zrobić tak, aby przynajmniej raz w miesiącu stand-up gościł w Opolu.

Czy wykonałeś już jakieś kroki, czy to na razie tylko plany?
Są już pozapraszane osoby, jedynie trzeba zgrać terminy. Myślimy głównie nad tym, aby data była atrakcyjna dla widza i lokalu, w którym to się odbywa i możliwa do zaakceptowania dla artysty.

To jeszcze na koniec… Czy swoją przyszłość widzisz właśnie w kabaretach i tego typu sztuce?
Chciałbym bardzo, żeby tak było. Czuję, że mam jeszcze wiele do zrobienia, do pokazania. Rozśmieszanie, bycie improwizatorem, to jest moja miłość i nie chciałbym się z tym rozstawać. Super jeszcze by było, abym mógł całkowicie się z tego utrzymywać. Poza tym, lubię urzeczywistniać swoje marzenia. Pierwszym był ten Festiwal, który się już odbył. Planujemy juz powolutku następną edycję. Drugim marzeniem jest wyprodukowanie prawdziwego polskiego sit-comu.

Ooo….
Tzn, żeby była jasność. W Polsce nie było prawdziwego sit-comu, polskiego autorstwa, który byłby jednocześnie śmieszny.

A “Miodowe Lata”?
To był format z USA z lat 50’, 60’. Oprócz tego w Polsce był “13 posterunek”, który był udany i dość śmieszny, ale odbywał się bez publiczności. Podobnie “Świat według Kiepskich”, ale on z biegiem czasu traci na jakości. Dlatego zaczynam się bawić w małych formach, powoli przymierzam się do wystartowania z mini-serialami na kanale youtube.com. Jeden rodzaj to mini-serial, drugi to próba video-blogowania i jeszcze trzeci, jakim jest forma animowana. Z wszystkimi chciałbym ruszyć jak najszybciej to możliwe, ale chcę żeby to było dobre jakościowo. Nie zamierzam się zbytnio śpieszyć.

Zatem powodzenia i czekamy na te Twoje seriale!
Dzięki wielkie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz